Poprawne politycznie media mają od pewnego czasu nowy temat. Jest nim przekonywanie ludzi do zalet świetlówek energooszczędnych i walka z dotychczas powszechnie używanymi tradycyjnymi żarówkami. Rzesze „ekspertów”, dziennikarzy, pismaków, działaczy ekologicznych i innych postępowych środowisk prześcigają się w wyjaśnieniach dlaczego tradycyjne żarówki muszą trafić na śmietnik historii.
Rzekomo ich użytkowanie prowadzi do katastrofy ekologicznej i przyczynia się do klimatycznego Armagedonu. Można by pośmiać się z tych bzdur gdyby nie to, że produkcja zwykłych żarówek została w Unii Europejskiej prawnie zakazana. Na pierwszy ogień poszły żarówki stuwatowe, potem te o mocy 75 wat. Docelowo cały ten rynek ma zostać zlikwidowany i zastąpiony energooszczędnymi wynalazkami dla niepoznaki nazywanymi „ekologicznymi”. W rzeczywistości zawierają one rtęć, a ich produkcja jest bardziej szkodliwa. Nie wszyscy też lubią światło, jakie one wytwarzają. Nie bez znaczenia jest też cena – nawet kilkadziesiąt złotych za sztukę, co stanowi wielokrotność ceny zwykłej żarówki.
No cóż, pewien wybitny człowiek powiedział kiedyś, że w socjalizmie ludzie dzielnie walczą z problemami nieznanymi w innych ustrojach. Dotyczy to i żarówek w ustroju europejskiego socjalizmu. W normalnym kraju żaden urząd nie zajmowałby się kontrolą żarówek, ale w Unii Europejskiej wszystko jest możliwe. Trzeba więc było znaleźć sposób na obejście przepisów i dalszą produkcję zwykłych, lubianych przez wszystkich żarówek. Okazało się to bardzo proste. Tradycyjne żarówki nadal są w sprzedaży, tyle tylko, że na ich opakowaniu widnieje napis: nie do użytku domowego.