Niedawno zaskoczyło mnie pewne niecodzienne zdarzenie. Otrzymałem telefon od przedstawicielki wydawnictwa Britishpedia, z propozycją umieszczenia mojej biografii w prestiżowym wydaniu „Encyklopedia Osobistości Rzeczypospolitej Polskiej”. Muszę przyznać, że propozycja była intrygująca. Pozwolę sobie przedstawić swoje doświadczenie i wygłosić opinię o tym procederze.
Właściwie zaczęłam zastanawiać się, czy to nie jest jakiś żart. Ale rozmówczyni wydawała się poważna. Słodkim głosem tłumaczyła, że przyjęcie tej propozycji to honor, który nie jest dostępny dla wielu. To prawdziwe osiągnięcie, „monument za życia” i dowód na to, że człowiek ma wpływ na społeczeństwo. Mówiła, że moja osoba została starannie przeanalizowana przez komitet redakcyjny, który uznał moje osiągnięcia za godne uwagi.
Chwilę zastanawiałem się. Widziałem już siebie, siedzącego w wygodnym fotelu, opowiadającego o swoim życiu redaktorowi. Później przeglądając stronice pięknej, solidnie oprawionej książki z moim nazwiskiem na okładce.
Mimo tych kuszących wizji, postanowiłem odmówić.
Możecie zapytać: „Dlaczego?” W końcu to doskonała okazja do zostania zauważonym, do zostawienia po sobie śladu, do pokazania innym, co można osiągnąć. A przede wszystkim, coś takiego to naprawdę potężny cios dla ego!
A teraz mówiąc bardziej serio, kiedy zaczynamy patrzeć na całą sytuację z większym dystansem, staje się jasne, że najważniejszym celem wydawcy encyklopedii jest generowanie zysków. Wszystko zaczyna się niewinnie – zaproszenie do wywiadu, które jak zapewniają, jest całkowicie darmowe i nie wiąże nas żadnymi zobowiązaniami. Ale tuż po wywiadzie następuje prawdziwy hak – propozycja zakupu egzemplarza encyklopedii, zawierającego nasz wpis. Koszt? Mniej więcej 1500 złotych. Ale nie martwmy się, płatność możemy rozłożyć na raty. To wszystko brzmi jak pięknie przygotowany plan, mający na celu skusić naszą próżność i pragnienie zapisania się na kartach historii.
Co więcej, ta sytuacja wydaje się być celowo zaprojektowana tak, aby wywołać skojarzenia z renomowaną „Encyklopedią Britannica”. Podczas rozmowy telefonicznej, podświadomie możemy kojarzyć „britishpedię” z tym prestiżowym źródłem wiedzy, co z pewnością dodaje wiarygodności propozycji.
Biorąc pod uwagę powyższe, staje się jasne, że wydawcy encyklopedii nie są tak bardzo zainteresowani zapisywaniem naszych osiągnięć dla przyszłych pokoleń, jak zarabianiem na naszych ambicjach. W tym kontekście, decyzja o rezygnacji z tej propozycji wydaje się być nie tylko mądra, ale również zdrowa dla naszego portfela. Więc choć kuszące może być widzenie naszych nazwisk w druku, ważne jest, abyśmy byli świadomi prawdziwych intencji tych, którzy do nas dzwonią.